Najnowsze artykuły
- ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
- ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
- ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jerzy Limon
Źródło: http://cjg.gazeta.pl/CJG_Trojmiasto/1,109143,9133326,Piekna_dwudziestoletnia_bez_lukrowania.html
Znany jako: pseud. Helena Szymańska
14
7,5/10
Urodzony: 24.05.1950Zmarły: 03.03.2021
Polski anglista, literaturoznawca, pisarz, tłumacz i teatrolog, doktor habilitowany, profesor zwyczajny Uniwersytetu Gdańskiego, kierownik Zakładu Historii Literatury i Kultury Brytyjskiej UG, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i ZAiKS, członek krajowy korespondent Polskiej Akademii Umiejętności, Wydział I Filologiczny.http://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Limon
7,5/10średnia ocena książek autora
52 przeczytało książki autora
200 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Szekspir. Siedem grzechów głównych (z zarazą w tle)
Jerzy Limon
7,3 z 4 ocen
24 czytelników 2 opinie
2022
Prestiż. Magazyn trójmiejski, nr 11 (2018)
Jerzy Limon, Bartek Modelski
6,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2018
Szekspir bez cenzury. Erotyczny żart na scenie elżbietańskiej
Jerzy Limon
8,3 z 12 ocen
82 czytelników 4 opinie
2018
Brzmienia czasu. O aktorstwie i mowie scenicznej
Jerzy Limon
6,5 z 2 ocen
11 czytelników 0 opinii
2011
Powiązane treści
Aktualności
1
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Tak jak w obecnym świecie mamy do czynienia z internetowym i medialnym hejtem, często inspirowanym i sterowanym, tak w czasach Szekspira (i ...
Tak jak w obecnym świecie mamy do czynienia z internetowym i medialnym hejtem, często inspirowanym i sterowanym, tak w czasach Szekspira (i wcześniejszych),kiedy gazet jeszcze nie było gazet, ów hejt wyrażał się jako „głos ludu”. Nie zawsze jako głos pokrzywdzonych, szukających sprawiedliwości, nie jako głos mądrości czy rozsądku, lecz raczej głos zawiści i nienawiści, w dodatku sterowany przez tych, których lud wysłuchał. Głos zaślepienia, chciwości, fanatyzmu i ksenofobii.
2 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Szekspir bez cenzury. Erotyczny żart na scenie elżbietańskiej Jerzy Limon
8,3
„Romeo i Julia” to, według wielu badaczy, najbardziej nieprzyzwoita sztuka Szekspira. W polskiej szkole lektura obowiązkowa. Czytałam ją wielokrotnie i do głowy mi nie przyszło, że mam do czynienia z obscenicznym dziełem. Nie wiedziałam także, że to właśnie Szekspir ukuł słowo „obsceniczny”.
William Szekspir to prawdziwy mistrz słowa i erotycznego żartu. Z tego drugiego faktu wciąż jeszcze w Polsce nie zdajemy sobie sprawy. Znamy jego sztuki z przekładów, które z różnych powodów nie oddają sprawiedliwości oryginałom. Pomijają całą sferę zmysłowości, ukrytą w dwuznacznych wypowiedziach bohaterów. Dwuznacznych, gdyż autor „Hamleta” unikał prostackiej dosłowności (charakterystycznej chociażby dla naszego Aleksandra Fredry) – a mimo to świntuszył na potęgę:
„Nie było to jednak wulgarne, prostackie świntuszenie dla rozbawienia gawiedzi, lecz wysmakowana gra słowna, która z jednej strony zaskakuje otwartością i śmiałością, z drugiej zaś wręcz oszałamia wyobraźnią oraz inwencją, a także bawi nietuzinkowym poczuciem humoru. O mistrzostwie w żonglerce słownej świadczyć mogą setki kalamburów i gier słownych, wśród nich i frywolnych, jakie znaleźć można w Szekspirowskich dramatach i wierszach (jeśli wierzyć badaczom, to samych kalamburów jest tam ponad trzy tysiące!),gdzie miłość niebiańska sąsiaduje z ziemską i nie zważając na decorum, w tym sąsiedztwie dobrze się czuje”.
To właśnie w tej zabawie słowami i naddawaniu im znaczeń był Szekspir mistrzem nad mistrzami. Aby oddać mu sprawiedliwość, należy wreszcie zerwać z wieloletnią tradycją cenzurowania jego dzieł. Zdaniem Jerzego Limona, czas jest ku temu odpowiedni, gdyż „w ostatnich latach nieco mniej skrępowane widzenie seksualności człowieka trafiło też do skostniałych mieszkańców wieży z kości słoniowej”. Tymczasem większość wydań polskich przekładów dzieł Szekspira nie zawiera przypisów objaśniających, a polscy tłumacze często nie potrafili wychwycić istniejących w oryginałach dwuznaczności i gier słownych. Zawodzi nawet jeden z najważniejszych tłumaczy Szekspira na język polski, Stanisław Barańczak, zdaniem Jerzego Limona „tłumacz niekiedy zbyt delikatny”. Poza tym szokiem było dla mnie odkrycie, że w „Romeo i Julii” nie ma Marty! Tylko w polskich przekładach Niania figuruje jako Marta – u Szekspira to imię w ogóle się nie pojawia. Po tylu latach znajomości z Martą poczułam się oszukana.
Ponieważ nie zachował się żaden Szekspirowski rękopis, szekspirolodzy mają naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Muszą opierać się na tekstach, które posiadają historię godną weterana kilku wojen (przeinaczenia, błędy zecerskie, zmiany podczas przepisywania, interwencje cenzorskie, ugrzecznione wydania, itd.). Istnieje jeszcze jeden poważny problem: nasz język jest dziś bardzo ubogi i „albo służy pensjonarskim i świętoszkowatym unikom i eufemizmom, albo pobrzmiewa jak z podręcznika anatomii”. Dodatkowo w dzisiejszym dramacie polskim bywa on też po prostu wulgarny, a nawet rynsztokowy, ale bardzo rzadko dowcipny. Daleko mu do wyrafinowanego żartu erotycznego Szekspira, który oparty był na słownej ekwilibrystyce, wymagającej od odbiorcy wysiłku umysłowego.
Mając to wszystko na uwadze, Jerzy Limon proponuje nam książkę, której celem jest rozszyfrowanie erotycznych żartów w sztukach Szekspira i porównanie oryginalnego tekstu z istniejącymi polskimi przekładami. A ponieważ sztuka tkwi w nierozerwalnym uścisku z życiem, z książki profesora Limona dowiemy się też bardzo wiele o czasach, w których wiódł swą egzystencję najwybitniejszy nowożytny dramaturg. Poczytamy więc o funkcji Groom of the Stool na królewskim dworze w Anglii i o fonetyce syfilityków. Dowiemy się, którą sztukę napisał Szekspir do spółki z właścicielem burdelu (swoim sąsiadem),i skąd Ian Flemming zaczerpnął pomysł, by nazwać agenta Jamesa Bonda numerem „007”. Odwiedzimy angielskie dzielnice rozpusty i poznamy etymologię nazwy Soho. Zajrzymy mieszkańcom renesansowego Londynu do talerza, łóżka i do garderoby. Dowiemy się, co pili i za ile, jak radzili sobie z myślą o własnej śmiertelności i z powszechnym syfilisem, jakie przewinienia karali stryczkiem i dlaczego wierzyli, że nadmiar seksu odbiera mężczyznom rozum.
Jerzy Limon szczegółowo, słowo po słowie, omawia sceny z dzieł Szekspira, z których wieloznacznością polscy tłumacze sobie nie poradzili (jak ta ze „stołkiem” czarownicy). Podaje nam liczne przykłady frywolności Merkucja, zatracone w tłumaczeniach. Omawia geograficzne eufemizmy i „ważną funkcję fabularną” burdelowego towarzystwa w sztuce „Miarka za miarkę”. Na marginesie podrzuca nam też liczne, dodatkowe tropy: zastanawia się na przykład nad związkami „najmniejszego teatru świata” z angielskim określeniem „green goose”.
Przez lata trwałam w przekonaniu, że sztuki Williama Szekspira, jednego z moich ulubionych pisarzy, znam bardzo dobrze. Książka profesora Limona uświadomiła mi (jakże boleśnie!),że tak naprawdę znam jedynie ich polskie tłumaczenia, często bardzo odległe od oryginału (nieszczęsny i niezrozumiały „stołek czarownicy”…). A przecież polscy tłumacze Szekspira to prawdziwi profesjonaliści! Nieuchronnie rodzi się pytanie, ilu zagranicznych autorów oceniłam zbyt pochopnie, znając ich twórczość jedynie z tłumaczeń? Nie każdy Pratchett trafia przecież na swojego Piotra W. Cholewę.
Recenzja opublikowana na blogu:
https://zapiskinamarginesie.pl/2018/10/06/szekspir-bez-cenzury/
Szekspir. Siedem grzechów głównych (z zarazą w tle) Jerzy Limon
7,3
„Grzechy nie chodzą samotnie. Lubią swoje towarzystwo, jak w bliskiej, kochającej się rodzinie. Co najwyżej niekiedy rywalizują o pierwszeństwo”.
Wspaniała książka nieodżałowanego prof. Jerzego Limona, największego polskiego szekspirologa, tak jak i poprzednie zachwyca ponadnormatywną erudycją, rozmachem panoramy epoki i niepowtarzalnym stylem. Niestety, z powodu pandemii jest ostatnia….
A żaden to „naukawy” wykład nudziarza dla wybranych mędrców. To skrzący się wybornymi cytatami z epoki, napisany kunsztownym językiem, wielowątkowy humanistyczny esej o kulturowej roli siedmiu grzechów w życiu Albionu w czasach Szekspira, z licznymi dygresjami odnoszącymi się do naszego „tu i teraz”. Tłem zaś dla rozważań o grzechu są epidemie dżumy i syfilisu, jakie „sprawiedliwy, acz mściwy Pan Bóg zsyła na ludzi”.
Pisana w pandemii książka imponuje erudycją i trafnymi analizami kulturowego fenomenu grzechów głównych. Przy każdym Autor pokazuje jego miejsce w dziełach Szekspira. Nie sposób nie podziwiać zakresu źródeł, które cytuje i interpretuje w sposób znamionujący, że nie tylko o pisarzu, ale generalnie o tamtych czasach i ich kulturze wiedział po prostu wszystko (bądź co bądź orderu Knight of the British Empire królowa nie przyznaje za nic). Genialna jest bogata ikonografia i jej profesjonalne omówienie (ryciny Bruegla!, malarstwo niderlandzkie!).
Ukazując całość ówczesnych realiów we właściwej im ohydzie, Limon pozwala w pełni zrozumieć kontekst kulturowy dzieł Mistrza ze Stratfordu. „Grzech jest w nich wszechobecny, także tych siedem głównych. Stanowią siłę napędową postaci, są przyczyna upadku i śmierci (w tragediach),ale też pojednania i odmowy moralnej i (w komediach)”. A zarazem „moralizatorski ton Szekspirowi jest właściwie obcy. U niego dominuje pobłażliwa wyrozumiałość dla ludzkich słabości”.
Nietrudno zgadnąć, że to gniew jest główną siłą napędzającą akcję – „nie ma właściwie sztuki bez gniewu, a nawet wściekłości”. W efekcie w mało której główni bohaterowie pozostają przy życiu.
A mówimy o państwie bardzo surowo karzącym. ”Każda kradzież czegokolwiek o wartości większej niż 5 pensów groziła stryczkiem, powyżej 13 pensów - gwarantowała szubienicę”. A ulubioną rozrywką gawiedzi - jak dziś „gale sztuk walk” czy inne tam "Warsawshory” - były publiczne egzekucje, które były długim, pasjonującym widowiskiem, także dla kobiet i dzieci. Frekwencja zawsze dopisywała, zwłaszcza że była to rozrywka darmowa, a pouczająca. Najpierw kat wieszał skazańca, ale odcinał go, zanim ten stracił przytomność (i życie). Potem było wyciąganie wnętrzności, kastrowanie i wreszcie ogólnie wyczekiwane ćwiartowanie. Na deser pozostawało już tylko wyrwanie serca i obowiązkowe rozwieszenie truchła po mieście. Nie było – jak dziś – taryfy ulgowej dla psychicznie chorych czy nieletnich (”zero tolerancji dla przestępców!” – ZZ podoba się to…).
W efekcie: „Nad bramą wjazdową (do Londynu) od strony południowego brzegu przyjezdnych zawsze witały głowy skazańców, przestępców i zdrajców, jak gnijące wielkie jabłka zatknięte na tyczkach - ku przestrodze tych, którzy nie zamierzali respektować prawa. I ku radości ptaków”.
Drugim co do znaczenia grzechem wydaje się rozpusta, a zaraz po niej obżarstwo z pijaństwem połączone.
„Rozpusta” była powszechna. „Cudzołóstwo było prawnie zakazane (...). Nawet ofiara gwałtu mogła stanąć przed sadem za +spółkowanie bez ślubu+ - chyba że gwałt został udowodniony, co wcale nie było łatwe (..) Jeśli w wyniku gwałtu ofiara zachodziła w ciążę to zarzut gwałtu upadał – nie wierzono by ciąża w ogóle była możliwa bez zgody kobiety na stosunek”.
Stosunki pozamałżeńskie były karane - grzywna za to dotknęła także samego Szekspira (przez krótki czas rządów purytanów groziła za to nawet kara śmierci; ich rządy zamknęły też teatry jako siedlisko rozpusty).
W tamtym świecie ”panowanie patriarchatu i mizoginia nie były niczym zagrożone i utrwaliły się w języku i obyczajach”. Sztuki Szekspira nie były od nich wolne – pisał wszak dla gawiedzi wypełniającej ówcześnie teatry. Inna wybitna rzecz Jerzego Limona (”Szekspir bez cenzury. Erotyczny żart na scenie elżbietańskiej”) dowodzi, że tysiące żartów erotycznych rozsiane w jego dziełach z reguły jednak nie są prostacko dosłowne, ale inteligentnie przenośne, pełne niedopowiedzeń, peryfraz, zabawnych dwuznaczności oraz niełatwych już dziś do odgadnięcia aluzji (vide: owoc nieszpułki!).
Dzięki tej książce jasne jest np., co ma na myśli Hamlet, gdy - w kiepskich dotychczas przekładach na polski - radzi Ofelii, by „poszła do klasztoru”. Ówcześnie słowo „nunnery” znaczyło jednak także „dom publiczny” i właśnie o to chodzi szalonemu duńskiemu królewiczowi. Nb. klasztory żeńskie już dawno w protestanckiej Anglii były zamknięte.
A skąd nazwa dzielnicy Soho – dawnej ostoi burdeli i teatrów, których sąsiedztwo było dla współczesnych oczywiste (nb. były to wtedy tereny kościoła, który za nie żądał niemałych opłat – skoro „pecunia non olet”)? Okrzyk: „So ho!”to ówczesne zawołanie myśliwych, gdy dostrzegli zwierzynę. A ”game” to nie tylko „polowanie” czy „dziczyzna”, ale i wyprawa do domu uciech. Zatem okrzyk ten nie dotyczył tu bynajmniej saren czy zajęcy…. („Dziś ta dzielnica prawie niewinna” – konkluduje Autor).
I jeszcze kilka ważnych spostrzeżeń Autora co do wielowiekowej mizoginii - religijnie oczywiście uzasadnianej, a mającej swe odzwierciedlenie w ikonografii. „Alegorie grzechów to przeważnie kobiety. Już w średniowieczu obarczano je atrybutami wszystkich siedmiu” (…). Tylko skąpcy to przeważnie starzy mężczyźni (…). Po łacinie wszystkie zaś grzechy główne są rodzaju żeńskiego”. A zatem religia, która wtedy – a i dziś w Polsce - rządzi naszym światem jasno wskazywała korzenie zła…
Chciwość - „to nie tylko żądza pieniądza, dostatku i bogactw, lecz także pragnienie władzy”. Opętani nią pojawiają się we wszystkich tragediach Szekspira, głównie w „Burzy”; to także słynny „Kupiec wenecki”. Ale jak słusznie zwraca uwagę Limon – kwestionując antysemicką wymowę sztuki - „to nie tylko Shylock, choć to on gra tam pierwsze skrzypce, lecz cała Wenecja opętana jest pogonią za bogactwem”.
Pycha i zawiść dominowały na królewskim dworze. „W czasach Jakuba I, zważywszy na orientację seksualną króla, frakcje na dworze walczyły między sobą, wykorzystując pięknych młodzieńców jako potencjalnych faworytów”. Ktoś tam o kimś mówi: „Pycha szła przed nim, ambicja goniła z tyłu”. Jak pisze Autor, „łapówki brali wszyscy, nie wyłączając króla”.
Obżarstwo: „Z zachowanych rachunków wynika, że tylko w jednym z królewskich pałaców Hampton Court średnio podczas jednego roku zjadano 1240 wołów, 8200 owiec, 2300 jeleni, 760 cieląt, 1870 świń i 53 dziki."
A pijaństwo? Tu arcymistrzem jest Falstaff (pierwowzór Zagłoby dla naszego Pana Henia). Jak przypomina Limon, „łączy on wszystkie negatywne cechy Zagłoby, a różni się od niego tylko tym, że jest cnotliwy i nie kradnie”. W sumie w sztukach Szekspira odnotowano 360 odniesień do alkoholu.
Najmniejsze znaczenie ma zaś w nich lenistwo – bo raczej usypiałoby ono widzów. A przypomnijmy, że publicznością która wypełnia teatry, są jednak w 90 proc. kompletni analfabeci, oczekujący łatwej i rubasznej rozrywki, do których trzeba mówić jak najprościej, a podawany tekst wspierać przesadną gestykulacją, silnym akcentowaniem dwuznaczności i odpowiednią mową ciała…
Niektórych zdziwi, że w tym podobno wspaniałym, humanizmu pełnym renesansie (a i później) o wiele mniejszą wagę niż w „ciemnych wiekach” przywiązuje się do utrzymania czystości. „Wraz ze średniowieczem higiena osobista i miejska znikają na kilkaset lat”- pisze Autor. Powszechne wcześniej łaźnie miejskie pozamykano bowiem jako ”siedliska rozpusty”. I czemu jeszcze? „Kąpiel może być zagrożeniem dla zdrowia, bo podczas niej pory się rozszerzają i w ten sposób choroba przenika do ciała przez skórę”- głosił powszechny pogląd. A domy nie miały jeszcze łazienek, woda zaś była droga i trzeba ją było w beczkowozach dostarczać. Tamiza zaś to nienadający się do kąpieli ściek ścieków.
„Myto tylko widoczne części ciała”- pisze zatem Limon, co każe wyobrażać sobie, jak i czym było czuć każdego– zwłaszcza że mało kogo było stać na częste zmiany ubrań, które relatywnie były bardzo drogie (biedni mieli tylko jedno). Jedynie bogaci wylewali na siebie perfumy, by odór przytłumić. „Miasta czuć było z daleka”- czytamy. Śmiecie się rozkładały, ścieki płynęły wartkim nurtem, latryny takoż. Liczne były epidemie pustoszące miasta, gdzie panował nieopisany brud i smród. No i wszędzie szczury.
A ówczesne przepisy epidemiczne były o wiele surowsze niż te ostatnie w Polsce i być może nawet bardziej szczegółowe. Za ucieczkę z miejsca kwarantanny - drzwi i okna takich domów zabijano deskami, zdarzało się ze wszyscy tam umierali - groziła kara śmierci (czy Szanowni Dżentelmeni z Konfederacji mnie słyszą…?). Nie było państwowej ani miejskiej służby zdrowia, lekarze niechętnie zbliżali się do zakażonych, a za pobyt w szpitalach trzeba było płacić .
Jedno było zaś jak w Polsce - wierzono, że na mszy w kościele zarazić się nie sposób (tawariszcz Brałn zadowolony…?): „Podczas dżumy zakazywano też jarmarków, zabaw, gier i zgromadzeń publicznych, a nawet uczestnictwa w pogrzebach - tam limit ograniczał się do 6 osób, nie licząc kapłana i grabarzy. Zamknięte były też szkoły. Tylko w kościołach nie było ograniczeń, gdyż powszechnie wierzono, że podczas mszy świętej zarazić się nie można (te wiarę kontynuują niektórzy kapłani w XXI wieku w Polsce, pytając bałamutnie: +Wierzycie w wirusa czy w Chrystusa?+".
I jeszcze inne podobieństwo: ”Ukazują się drukiem dziesiątki rozpraw pseudonaukowych, opisujących symptomy i przebieg zarazy, ale są one nacechowane skłonnością do przesady. Można odnieść wrażenie, że – niczym w dzisiejszych mediach - im groźniej przedstawiano zagrożenie, tym lepiej publikacja się sprzedawała”. A ponadto: „Zauważono, że im dłużej trwała zaraza, tym mniej ludzie się jej bali”.
A epidemie były katastrofą także dla zespołów teatralnych i dramaturgów – nikt im wszak nie wypłacał żadnego „postojowego”. Jeśli liczba zgonów w jednej londyńskiej parafii przekraczała 30 tygodniowo, teatry zamykano. Mogło to być przyczyną nagłego wcześniejszego powrotu Szekspira do Stratfordu, gdzie porzucił sztukę, oddając się „niestandardowym operacjom finansowym” - jak dziś mówią w korpo.
Parę razy Limon niedwuznacznie daje intelektualnego prztyczka w nos Grupie Trzymającej Władzę w dzisiejszej Polsce, np. co do zmian w sądownictwie:
„Głos ludu jest ważniejszy niż prawo pisane, dlatego w pierwszej kolejności należy zreformować sądy. Sposób jest prosty: należy zabić wszystkich prawników, bo to skorumpowana profesja, z przetrąconym kręgosłupem moralnym. Ponadto niedola ludu wynika z wadliwego prawa”.
Albo:
„Zauważmy, że ilekroć powstaje konflikt pomiędzy ludźmi, nawet z tego samego kręgu językowego, zaczynają mówić jak gdyby innymi językami. Słowa, których używają, znaczą co innego. A są to często słowa kluczowe, takie jak wolność, prawo, konstytucja, dobro, zło, sprawiedliwość, zdrada, patriotyzm i tak dalej, Podmienione zostają desygnaty słów, tworząc oksymorony albo dychotomie. Dlatego słowa wyprute ze znaczeń w starciach propagandowych i ideologicznych fruwają niczym wydmuszki. W sytuacji semantycznego poróżnienia wspólne działanie dla dobra kraju, społeczności czy sprawy staje się niemożliwe”.
„Przypomnę, że po łacinie tęcza to „Iris”, a jako mitologiczna bogini Iris pośredniczy miedzy bogami a ludźmi. Dzisiaj nie wszyscy o tym pamiętają. Jak powiedział wielki poeta Alexander Pope: „a little learning is a dangerous thing”- „niewielka wiedza to rzecz niebezpieczna”.
„Tak jak w obecnym świecie mamy do czynienia z internetowym i medialnym hejtem, często inspirowanym i sterowanym, tak w czasach Szekspira (i wcześniejszych),kiedy gazet jeszcze nie było gazet, ów hejt wyrażał się jako „głos ludu”. Nie zawsze jako głos pokrzywdzonych, szukających sprawiedliwości, nie jako głos mądrości czy rozsądku, lecz raczej głos zawiści i nienawiści, w dodatku sterowany przez tych, których lud wysłuchał. Głos zaślepienia, chciwości, fanatyzmu i ksenofobii”.
„Zgodnie z dyrektywą Machiavellego, dostęp do władcy oznaczał władzę. Kilka osób na dworze miało pod tym względem uprzywilejowaną pozycję, m.in. Groom of the Stool, czyli dworzanin, którego zdaniem było dbać o higienę intymną króla. Stool to nie stołek, jak w dzisiejszej angielszczyźnie, lecz przenośny kibelek, rodzaj fotela z otworem w siedzisku i nocnikiem wkładanym do środka. Do zadań Groom of the Stool należało podcieranie królewskich pośladków i podmywanie. Niby obrzydliwe? Tylko dla kogoś z plebsu? Otóż nie. O to stanowisko walczył kwiat szlachty i arystokracji, ponieważ gwarantowało stały i regularny dostęp nie tylko do tyłka monarchy, lecz także do jego uszu, i to bez udziału osób trzecich. Zawsze można było coś załatwić, przekazać plotkę, złożyć donos, czegoś się dowiedzieć. (…) Przypuścić wolno, że dzisiaj chętnych do tak intratnego stanowiska też by nie zabrakło”.
Ponadto Mistrz był – co raczej niewielką jest fatygą - mądrzejszy od dzisiejszych internautów, których „wytwory” są niczym płatek śniegu w maju. „Szekspir doskonale wyczuwał, że nadmierne zaangażowanie tekstu w bieżące wydarzenia wprowadza kody mało czytelne dla przyszłych pokoleń. Tak jak teksty kabaretu politycznego”.
Autor na koniec nie ma dla nas słów pocieszenia: „Widzimy i doświadczamy, że siedem grzechów głównych nie tylko nie zanika, lecz kwitnie”.
Cytować z tej 500-stronicowej księgi chce się co drugie zdanie, ale to przecież niemożliwe. Możliwe a nawet konieczne dla miłośników epoki jest zaś przeczytanie tej jednej z najlepszych książek o Szekspirze, o brytyjskiej kulturze, o istocie natury człowieka wreszcie…